Rano wyruszyliśmy do przełęczy Tizi'n'Tamert (2200m). spacer niezbyt forsowny, po drodze piękne widoczki, a jak się okazało na koniec, można tam wjechać byle terenówką, o ośle nie wspominając :-) a na przełęczy stoi budka, w której można napić się pepsi. w drodze w dół, Arek wdał się w rozmowę z pomocnikiem przewodnika - studentem. Mimo pewnej bariery językowej, próbował przekonać go, jak wiele traci, rezygnując z piwa i kobiet w takim wieku. Nasz kolega okazał się jednak bardzo religijny, zresztą w tym kraju nie ma się chyba zbytnio wyboru (jeżeli sąsiad doniesie, że mieszka się z kobietą bez ślubu, można wpaść w niezłe kłopoty). i wyjaśnił nam, że widziani po drodze młodzi chłopcy, trzymający się za ręce, to broń Boże nie holenderskie wypaczenie - po prostu tak okazują przyjaźń. udaliśmy się następnie do Kasby, z której tarasu można podziwiać góry przy herbatce (piwa oczywiście niet..).