Prujac do Townsville, udalo nam sie w koncu dopasc znak z kangurem - podobno ich juz wiecej przy tej trasie nie stawiaja, bo turysci je kradna (Arka kumpel twierdzil, ze niedaleko jego domu zdarzalo sie to dwa razy w miesiacu). ten sie ostal, bo pilnowal go monstrualny pajak, dyndajacy z jednej strony.
w Townsville zwiedzilismy przereklamowane akwarium z kawalkiem rafy koralowej. za 25$ wolelibysmy zobaczyc tresowane delfiny, tanczace pingwiny i 10-metrowe rekiny, a nie lawice kolorowych rybek...
aby zobaczyc panorame miasta podczas zachodu slonca, postanowilismy podjechac na 300-metrowa gore w centrum Townsville. na stromej szosie roilo sie od dziesiatek i setek ludzi w krotkich spodenkach, mozolnie biegnacych pod gore. im wyzej, tym wiecej, nawet matki z wozkami biegly! pod szczytem zobaczylismy niewielki budynek na skraju przepasci, z ktorego roztaczal sie wspanialy widok na miasto, zatoke i gory. w kazdym normalnym kraju w tym budynku miescilaby sie knajpa, w ktorej mozna by bylo podziwiac krajobraz, saczac piwko. tymczasem przez otwarte drzwi zobaczylismy podloge, na ktorej grupa ludzi wykonywala przysiady i brzuszki!! szalenstwo!!
na ostatnim odcinku grupy biegacze uzbrojeni byli w ... metalowe dragi, ktore pewnie dostali w opisanej silowni celem zdwojenia wysilku. wbiegali po schodkach na szczyt i wykonywali z nimi przerozne sklony i wymachy, zalewajac sie potem. zamiast otwierac piwko i wyciagac kanapki! Australia........
visiting Reef HQ in Townsville with a piece of real reef, driving up the huge hill instead of jogging up with metal bars in both hands like all the locals