Jeszcze po ciemku zajechalismy pod Uluru, aby moc podziwiac wschod slonca, ktory okazal sie jeszcze lepszy od zachodu. Przy tym mielismy tez obejsc skale wokolo, co przy porannym wiaterku i temperaturze 'tylko' 28 stopni bylo duzo przyjemniejsze od spacerow w dni poprzednie. Podczas 2,5-godzinnego marszu nie warto chowac aparatu, co krok chce sie robic nowe zdjecia wspanialych form skalnych, a oswietlenie zmienia sie z kazda minuta. Cos niesamowitego - zrobilam chyba najlepsze fotki z calej podrozy! w niektorych tylko miejscach nie wolno robic zdjec, bo zabraniaja tego tradycje Aborygenow.
w drodze powrotnej do Alice Springs (tylko 440km) zatrzymalismy sie na Camel Farm, gdzie mielismy okazje przejechac sie na wielbladzie, a w sasiednim roadhousie Stuart's Well wlasciciel przedstawil nam swojego dingo, swiatowej slawy spiewajacego psa (o czym swiadcza wycinki z zagranicznych gazet). otoz ten muzykalny zwierzak zawodzi w rytm muzyki z pianina...
na koniec wyprawy przewodnik postanowil pokazac nam 'bushtucker'', czyli jadalne robactwo zyjace pod drzewkami. pelen poswiecenia wykopal dziury chyba pod 10 krzakami (nas pot zalewal od samego stania), niestety zlosliwe instekty tego dnia sie pochowaly. po powrocie do Alice, wyszorowanie sie z czerwonego brudu i doprowadzenie do ludzkiego wygladu zajelo nam sporo czasu. przepraszamy, ze nazwalismy te ostoje cywilizacji srodkiem niczego!!
wszystkich, ktorzy narzekaja na chmary upierdliwych muszek w outbacku, zapraszam w szkockie gory na spotkanie z meszkami (midges). muchy tylko probuja wejsc we wszelkie mozliwe otwory, a meszki oprocz tego bolesnie gryza!!
Early morning walk around Uluru, visiting a camel farm and Dinky the singing dingo on the way back to Alice, looking for bushtucker, concluding that outback sandflies cannot compete with Scottish midges