o 6 rano spod hostelu zabral nas busik firmy Rock Tours i wyruszylismy na nasza 3-dniowa wyprawe do outbacku w 20-osobowej grupie (przewaznie) mlodych ludzi z calego swiata. Byly to rewelacyjne 3 dni spedzone z dala od cywilizacji, chociaz nawet w najdzikszym buszu nie zabraklo chlodnego piwka!!
Na poczatku przewodnik zatrzymal sie w buszu polecil nam zebrac opal na ognisko, a
konkretnie polamac suche drzewka, tzw. mulga trees. wspomnial przy tym, ze jeden z najgrozniejszych wezy w Australii nazywany jest mulga snake, poniewaz bardzo lubi odpoczywac pod tym drzewkiem i zebysmy pamietali, ze do lekarza daleko. Po ponad 4 godzinach jazdy przez busz dojechalismy do King's Canyon, po czym zapadla jednoglosna decyzja, ze darujemy sobie wspinaczke pod gore w pelnym sloncu przy ponad 40 stopniach, co grozi smiercia lub kalectwem, a tylko przejdziemy sie do waterhole czyli oczka wodnego. widoki na kanion i tak byly swietne, a ja jako jedna z nielicznych odwazylam sie wykapac w oczku. w folderach turystycznych pokazuja krysztalowe wodospady spadajace do blekitnych jeziorek, a ja wskoczylam do wody czarnej jak smola, smierdzacej zbutwialymi liscmi, nogi zaczepialy mi sie o jakies galezie na dnie, a po wyjsciu bylam calkiem brudna :-) ... na szczescie nic mnie nie wciagnelo do zadnej dziury, a kostium i tak byl suchy w 2 minuty. podczas spaceru przewodnik pokazal nam olbrzymiego pajaka i chcial sie zalozyc, ze nie da sie przejsc przez pajeczyne, by ja przerwac (dodal przy tym, ze jad pajaka nie zabija, ale moze niezle pogiac). chetnych nie bylo. w nagrode za wylany pot zabral nas do King's Creek, gdzie wymoczylismy sie w basenie. Podczas dalszej jazdy nasz zapobiegliwy opiekun sporzadzil liste chetnych na chlodne piwko i po przeprowadzeniu zbiorki do kapelusza zakupilismy 4 wielkie zgrzewy browarku w 'roadhousie' Curtin Springs (co jakies 50-100 km przy glownych trasach stoi zajazd, tzw. roadhouse, w ktorym mozna sie we wszystko zaopatrzyc. pomiedzy tymi stacjami nie ma zywej duszy.) Parenascie kilometrow dalej, kilkaset metrow od drogi, rozbilismy nasz oboz. Wokol ogniska rozlozylismy nasze 'swagi', czyli cos jak worki do ziemniakow przerobione na spiwory. przewodnik zalecil schowanie butow pod swagi, inaczej moga porwac i wytarmosic je psy dingo. zalatwianie sie w takich warunkach to niezly hardcore, bo moze okazac sie, ze kucnelismy nad wezem albo skorpionem (przewodnik zapewnil, ze jest ich wkolo setki, ale po wypiciu paru piw czlowiek przestaje sie przejmowac). ze strachu przed australijska fauna zapielismy sie tak szczelnie, ze zgrzani i zestresowani prawie nie zmruzylismy oka.
PS. Magda wlasnie powiedziala, ze podczas zeszlorocznej wycieczki przewodnik zabronil im kapac sie w tamtym oczku, gdyz stanowi ono zagrozenie bakteriologiczne. mam nadzieje, ze to moja kapiel zaszkodzi tamtejszym bakteriom hehe
first day of our 3-day outback trip to Uluru, Kata Tjuta and Kings Canyon. getting firewood, taking easy walk in Kings Canyon, swimming in pitch black and smelly waterhole, getting multipacks of beer from a roadhouse, setting up a camp in the bush among snakes, spiders and cowpats