Uff prawie 13 godzin lotu juz za nami. samolot linii Quantas byl ogromny i mial wszelkie nowoczesne bajery, ale miejsca dla pasazera tyle co w Rynairze, a te kolejki do toalety... za to dobrze karmia.
na lotnisku wskoczylismy do kolejki MRT i nie bez pewnych problemow odnalezlismy nasz hostel w Chinatown. Pewnie bysmy pobladzili, gdyby nie pomoc usluznych i swietnie wladajacych angielskim miejscowych. do tego szok termiczny - bylo dobrze po 19., ponad 25 stopni i okropnie duszno. no i po 20 kg na plecach. hostel Fernloft jest maciupki i ma wyposazenie mocno podstawowe, za to jest niedrogi i ma fantastyczna lokalizacje - w samym sercu Chinatown. dlatego zamiast odpoczywac, za rada recepcjonistki udalismy sie do Maxwell Hawker Centre po drugiej stronie skweru - wielkiej chinsko-tajsko-malajskiej jadlodajni, gdzie zjedlismy sobie 'mixed noodles' po 4$ od porcji. mozna bylo tez skosztowac specjalow w rodzaju kurze stopki albo zupa z zoladka, ale to raczej nie na trzezwo, a my tylko pilismy sok z kiwi i mango (pycha). do wyboru do koloru i tanio jak barszcz, a co najwazniejsze jedza tam miejscowi, wiec jakosc zapewniona. obok odbywala sie jakas impreza zorganizowana w rytm singapuro disco, a wodzirej wydzieral sie na pol dzielnicy. jeszcze tylko obeszlismy Chinatown night market z pamiatkami i kolejnymi stoiskami z chinszczyzna. teraz wykladamy sie na tarasie przed hostelem i szykujemy sie do snu, bo poprzednia noc spedzilismy zgieci w palak gdzies nad Gruzja i Afganistanem.
backbroken after the long flight; happy to be hot & sweaty after long Scottish winter, finding our hostel in Chinatown, having dinner in a traditional 'hawker centre' (we preferred mixed noodles over stomach soup)