Ojoj koniec latania w krotkim rekawku, juz rano zmrozilo nas tak, ze po raz pierwszy w trakcie tej podrozy wyciagnelismy kurtki. 400 km i temperatura spadla o 15 stopni!!
Kolorowe foldery nie klamia - Wielki Kanion naprawde jest wielki :-) i zapiera dech w piersiach. nie jest to po prostu dziura w ziemi - kaniony, skalne grzybki i iglice ciagna sie po horyzont, w ktora strone nie spojrzec, a panorama zmienia sie z kazdym zakretem.
dla 99% odwiedzajacych (w ogromnej wiekszosci Amerykanow), zwiedzanie polega na jezdzie widokowa trasa wzdluz krawedzi i wyskakiwaniu w co ciekawszych punktach na robienie zdjec. potem wracaja do swojego wielgachnego RV (kampera lub autobusu o rozmiarach ciezarowki) na kolejna porcje hamburgerow z frytkami.
zaczelismy nasza wycieczke po amerykansku i obcykalismy wszystkie piekne panoramy po drodze. na jednym z punktow widokowych zostalam napadnieta przez szarzujaca wiewiorke, z wielkim trudem odgonilismy glodnego siersciucha. na innym jakies malzenstwo zagadnelo nas, jak sie jezdzi hybryda. hmmm a juz wydawalo sie nam, ze Amerykanie predzej wola zginac zalani przez topniejace lodowce niz zrezygnowac z ogromnych terenowek lykajacych hektolitry paliwa.
udalo mi sie naklonic Arka, zeby doswiadczyc ogromu Wielkiego Kanionu w inny sposob, czyli uciac sobie 6-kilometrowy marsz wzdluz krawedzi do Hopi Point, skad mozna podziwiac zachod slonca (powiedzialam mu, ze to tylko 4km). widoki przepiekne, trzeba tylko uwazac, zeby sie nie potknac i tym samym nie zaliczyc ekspresowej wycieczki na dno kanionu (zwykla trasa zajmuje okolo 6 godzin). jako ze miejscowi staraja sie nie odchodzic wiecej niz 500m od swojego auta, moglismy podziwiac dzika przyrode z dala od tlumow. ulokowalismy sie w cichym zakatku i patrzylismy, jak zmieniaja sie barwy i odcienie skal w miare, jak slonce schodzilo coraz nizej. przy okazji robienia fotek straszylismy przechodzacych turystow, ktorym ze sciezki wydawalo sie, ze balansujemy na krawedzi przepasci. bylo wspaniale!
kiedy slonce juz prawie zaszlo, zerwal sie huraganowy wiatr i zgieci w pol ucieklismy do autobusu, ktory odstawil nas na parking. w nagrode za trudy w motelu czekalynas hotdogi i zimne piwo. po takim dniu smakowaly rewelacyjnie!