Za grzechy trzeba placic, wiec zbudzilismy sie kolo 12. z bolem glowy i ze stara bulka na sniadanie. zanim doprowadzilismy sie do porzadku i ruszylismy w miasto, byla 15.
gdyby ktos chcial zaszpanowac przed znajomymi, jak to rozbija sie po swiecie, powinien zainwestowac w bilet do Las Vegas. Jest tu Sfinks z piramida, sredniowieczny angielski zamek (chociaz taki a la Disneyland), Manhattan ze Statua Wolnosci, Paryz z Wieza Eiffla (tylko o polowe mniejsza), brukowanymi uliczkami i namalowanym na suficie niebem, Koloseum i rzymska fontanna di Trevi...no i oczywicie Wenecja i piraci z Karaibow. nic dziwnego, ze miasto jest zalane tlumami gawiedzi (widzielismy kolejny ladujacy samolot co kilka minut). na kazdym kroku tez wtykaja Ci obrazki z chetnymi dziewczynami, cena i podpisem: Direct to you. jezeli oddawac sie dekadencji, to tylko w Las Vegas!
bad hangover!!! visiting all the famous hotspots